Ballada o pewnej melodii Cztery Refy W porcie hen daleko stąd nazwa nie jest ważna. Spędził parę dni, gdy na statek czekał. Przyjaciół kilku z dawnych lat, jakaś kawa i obskurny bar i głos skrzypiec dochodzący gdzieś z daleka. Przy barze gwar i monet brzęk, liczący mu powiedział "Cześć!" I gdy Charlie ruszył w miasto w groźną noc. Żółte światła, otwarte drzwi "Witaj stary zimno ci !" Już wiedział, ze w tym miejscu zdarzy się coś Słyszałem gdzieś już tę melodię, gdzie to było nie wiem sam. Może kiedyś w jakimś innym porcie zagrał mi ja wiatr. Może chmury na niebie pisały ja, może nucił ja zakochany ktoś. Lecz tak słodkie brzmienie słyszę pierwszy raz. Jego stopy wnet zaczęły żyć, wybijały zgrabnie stały rytm. Mały chłopiec pomógł mu powiesić czapkę. W serce wstąpił nowy duch, ociężale ciało wprawił w ruch i szczęśliwy był jak dziecko kiedy tańczył. A skrzypek rzucił czar, nagle zawirował świat. Zaczarował jego stopy tak, ze wpadły w dziwny trans. Radosny śmiech na cały głos, kolorowe wstążki, dziewczęcy lok, garnitury i wytworne suknie dam. Gdy tylko żeglarz wyszedł stąd świeci pustką każdy kąt. Została czapka i stołek od pianina. Deski w podłodze chciały by znów poczuć butów stary rytm. Ale czas dla nich teraz się zatrzymał. A skrzypce leża w szafie którejś z dziewcząt w mieście tym. Zerwane struny, smyczek zginął, futerał razem z nim. Ale kiedyś w taka grudniowa noc, gdy powieje wiatr i zapadnie zmrok te melodie słychać jak za dawnych dni.